Jeśli myślisz, że możesz bez konsekwencji przestać czytać etykiety swoich uklubionych produktów podczas zakupów – jesteś w błędzie.

Nie ma nic bardziej frustrującego niż ukrywanie czegoś przed klientem, lub też celowe przemilczanie istotnych dla konsumenta zmian.

Hitem ostatnich inflacyjnych sklepowych zmyślnych kroków producentów żywności (i nie tylko) jest downsizing. Czy to już kłamstwo, czy jeszcze nie?

Kostka masła kostce masła nierówna

Jeszcze do niedawna termin “kostka masła” był używany niemal tak jak dawny “łokieć” – uznawana jednostka miary. Wiedzą o tym wszyscy szefowie kuchni i miłośnicy domowych wypieków.

Nagle jednak z przepisowych 250 gramów kostka została odchudzona aż o 50 gramów, o czym dowiedzieli się w nieprzyjemny sposób wszyscy, którym kulinarne popisy delikatnie mówiąc nie wyszły.

Co się stało? Producenci zasłaniali się unijnymi przepisami, jednak nasze portfele niekoniecznie odczuły zmianę na lepsze – wręcz przeciwnie.

Masło od ładnych paru lat drożeje na potęgę. Inflacja, którą właśnie obserwujemy przelewa czarę goryczy – drożeje dosłownie wszystko. Wielu producentów zdecydowało się jednak zachować „stare ceny” stosując downsizing. Nota bene kostka masła dziś waży tylko 170 g. Nie wierzysz? Znaleźliśmy je!

Widząc taką ofertę myślałeś, że jest taniej? Niekoniecznie!

Uwaga na downsizing

Jeśli myślisz, że w dobie drożejącego na potęgę paliwa, energii elektrycznej oraz galopującej inflacji jakikolwiek produkt mógłby zachować swą cenę – miej się na baczności.

Możesz być zwyczajnie wkręcany. Producenci popularnych produktów od pewnego czasu grają nam na nosie. Legendarna już historia masła nie należy wcale do wyjątków.

Na czym dokładnie polega downsizing

Jest to celowe i świadome zmniejszanie ilości produktu w opakowaniu i sprzedawanie go w tej samej cenie, lub też zmniejszenie ilości jednego z najważniejszych (a także najczęściej najdroższych) składników.

Konsument jest zadowolony, kupuje swój ulubiony produkt niekoniecznie świadomy zmian, jakie zaszły w gramaturze, litrażu, czy też składzie.

O ile w pierwszych dwóch przypadkach najbardziej ucierpią nasze portfele i duma, o tyle w przypadku nienagłośnionych zmian składu można się narazić na produkt gorszej jakości, o gorszych wartościach odżywczych i walorach smakowych, a także mniej zdrowy.

Czy marka wciąż zobowiązuje?

Niekoniecznie. A właściwie to wręcz przeciwnie – „jedzie na opinii”. Niestety, coraz częściej te marki, którym ufamy od lat w zasadzie zbiorowo, można by rzec nawet „stadnie” pozwalają sobie na zbyt dużo. Dlaczego?

Najczęściej są to giganci, monopoliści, którzy wiedzą, że klienci i tak nie odejdą. Reklamy i marketing zrobiły swoją robotę – nie kupujemy już produktów, ale sprzedawany przez marki styl życia.

To dlatego właśnie większość konsumentów pijących kolorowe napoje kupuje Coca Colę lub Pepsi, a inne napoje typu cola, mimo że mają podobny skład nie są przez nich wybierane tak często.

Kupujemy odczucia i emocje, które wraz z produktem są nam sprzedawane. Jednocześnie ufamy markom na tyle, że dajemy się wkręcić.

Mało tego, aby wywołać w nas odpowiednią reakcję (patrz: abyśmy dali się wrobić i kupili produkt) stosuje się także triki pozwalające nam myśleć, że kupujemy dużo (na pewno słyszałeś żart, że czipsy Lay’s to najdroższe powietrze świata).

Czy Ty też jedziesz na autopilocie?

Tak to już jest, kiedy zaufa się za bardzo. Niestety – biznes to biznes, a my – konsumenci jesteśmy coraz częściej traktowani jak chodzące bankomaty.

Na naszym zaufaniu (choć lepiej brzmiałoby tu słowo naiwność) do marki żerują spece od sprzedaży, którzy jak nikt inny potrafią uśpić naszą czujność. No bo przecież od co najmniej kilku pokoleń cukier, mąkę, kasze i ryż sprzedaje się w 1 kg opakowaniach, masło ma 250 g, piwo sprzedaje się w półlitrowych butelkach, kosmetyki do mycia mają 250 ml, a tabliczka czekolady ma 100 g.

Nikomu z uczciwych ludzi nie przyszłoby też do głowy, że ktoś będzie zmieniał kształt opakowania lub też samego produktu tylko po to, by zarobić więcej – ale tak „po cichu”, byś nie dowiedział się co właściwie się święci. Tak działa nasz mózg i zostało to nawet opisane mianem prawa Webera – jeśli różnice między bodźcami wywołującymi określoną reakcję (czyli tutaj nasze decyzje konsumenckie) są zbyt małe, mózg tego nie zauważy. Na pierwszy rzut oka nie widzimy różnicy.

Jak to robią mistrzowie?

To dziecinnie proste! Wystarczy zmienić kształt opakowania, zwęzić nieznacznie średnicę butelki, zmienić ustawienie ciastek w opakowaniu lub zastosować inny wkład, w którym ciastka się znajdują.

Szklane opakowania mogą mieć minimalnie grubsze ścianki, wklęsłe denko, a czekolada może być o milimetr cieńsza, za to pakowana w nowy sposób, podwójnie, tak, by klient nie zauważył. Brzmi znajomo?

Bułki zrobione niemalże z powietrza, puszyste serki, czekolada bąbelkowa – to też świetny sposób, by dać mniej produktu, a zarobić więcej. No i najgorsze na koniec – wypełniacze.

Mięso nastrzyknięte wodą i fosforanami waży więcej, jeśli do wędliny doda się białko grochu lub sojowe – nikt na pierwszy rzut oka nie zauważy.

Podmienienie cukru na tańsze zamienniki, masła kakaowego na tańszy olej palmowy też działa cuda – produkt ten sam, niczym (poza składem) nieróżniący się od oryginału to istna maszynka do zarabiania pieniędzy. Do czasu…

Skala zjawiska jest ogromna…

Sprawa dotyczy nie tylko spożywki. Jak zużyć więcej kremu? Wystarczy zwiększyć dziurkę w tubce lub zmienić tubę na słoiczek (z przyczyn ekologicznych) – najlepiej taki z pompką (higiena), a kremu ubędzie zacznie więcej niż zwykle.

Papier toaletowy także jest poddawany stopniowej redukcji – zmniejsza się liczba listków, a sam papier jest dla niepoznaki gofrowany (oczywiście by był bardziej mięciutki w odbiorze).

Na portalu Wykop kilka lat temu aż zawrzało, gdy ktoś umieścił zdjęcie kapsułek do prania, których liczba się nie zmieniła, ale za to masa – owszem.

Zamiast 837 g za tę samą cenę, w tym samym sklepie kilka miesięcy później sprzedawano opakowania 756 g.

Uwaga na olejki eteryczne – to prawdziwe pole do popisu. Pod hasłem “olejek z drzewa herbacianego”, “lawenda olejek”  potrafią kryć się mieszanki olejków naturalnych i sztucznych, które są szkodliwe dla zdrowia i nie powinno się ich spożywać, podczas gdy naturalne olejki są zwykle jadalne i stosowane w ziołolecznictwie.

Nawet dziś, spacerując po sklepie Dealz natknęłam się na taki właśnie “olejek z drzewa herbacianego”.

Kto z Tobą leci w kulki?

Olej palmowy ma konsystencję, która pozwala nim zastąpić o niebo droższe masło kakaowe. Dlatego jest nagminnie wykorzystywany do produkcji pralinek, czekolad i kremów do smarowania.

Ma jeszcze jedną zaletę – łatwiej się rozsmarowuje. Wiedziałeś, że Nutella w Wielkiej Brytanii nie tylko zmniejszyła rozmiar słoików z 400 ml do 350 ml (w Polsce wciąż występuje w wielu różnych rozmiarach), ale też zmieniła skład na bardziej niekorzystny pod względem smaku (oraz naszego zdrowia)?

Niektórzy producenci wysyłają na polski rynek dużo gorsze jakościowo produkty niż “u siebie”, co tłumaczy boom na sklepy z tak zwaną niemiecką chemią.

W Wielkiej Brytanii czekolada Toblerone zmniejszyła się ze 170 do 150 g, zmniejszając piramidki, a zwiększając… ilość powietrza między nimi. Jeśli myślisz, że polskich produktów to nie dotyczy – mylisz się.

Znasz na pewno Ptasie Mleczko. Jeszcze do niedawna ważyło 450 g. W 2013 roku ważyło 420 g, a w kolejnych latach jego masa spadła do zaledwie 380 g – dziś znalazłam w Selgrosie nawet 360 g.

Cóż… produktu jest mniej, za to pojawiły się plastikowe denka zamiast papierowej bibułki. Czekolady Alpen Gold i Wedel mają już nie 100, a 90 g.

Uwaga na dyskonty! Ich produkty niezmiernie często mają zaniżoną grmaturę w stosunku do tej przyjętej za normę.

Mąka 0,9 kg, olej 0,9 l, czekolada 80 g to w zasadzie norma. Nie zauważysz różnicy, jeśli nie przeczytasz informacji na opakowaniu. Jeśli lubisz ryż w torebkach – zwróć uwagę na to, że torebki w ostatnim czasie ze 100 g zmniejszyły się do 80 g.

Polscy producenci też mają swoje za uszami. Dżemy Łowicz jeszcze do niedawna miały 300 g – teraz 280.

Mąka Basia, czy Stoisław mają w swojej ofercie 900 g opakowania. To samo keczupy – połlitrowych lub litrowych można ze świecą szukać. Hellmans 450 g, Pudliszki 470 g, Kotlin 450 g.

Kultowym przykładem downsizingu jest też Coca Cola, która dla Biedronki produkuje butelki, które do złudzenia przypominają tradycyjne 2 l butelki marki, a ich pojemność wynosi 1,75 l.

Wielkopolski olej rzepakowy ma także mniejsze niż tradycyjne opakowanie – 0,9 l. 

Downsizing to także zmiana składu. Przyprawa Prymat do ziemniaków w wersji “dla przeciętnego Kowalskiego” – 25 g nie zawiera glutaminianu sodu, jednak w sieci Makro można kupić 1 kg wersję Gastro Line (wydawałoby się lepszą, bardziej profesjonalną – nic bardziej mylnego).

Pierwsze trzy składniki tej kilogramowej to sól, cebula i glutaminian monosodowy. A przecież nie za to płacimy, kupując mieszankę ziół do ziemniaków, prawda?

Niedawno “udało mi się” naciąć na cukier brązowy…z buraków (tak – jest taki na rynku, mimo że cukier brązowy znamy zwykle jako cukier trzcinowy – zwykle dużo droższy). I jak tu w tym kraju żyć, panie premierze?

Chcesz być na bieżąco i otrzymywać ciekawe artykuły, informacje, newsy o promocjach bankowych? Zapisz się na nasz newsletter:

„Kulisy zarabiania na bankach” – bezpłatny poradnik w formie wywiadu

Poznaj historię Basi Kuklicz, która w promocjach bankowych zdobyła 6 580 zł i dwa telefony komórkowe. Niech jednak nie zwiedzie Cię lekkość przekazu i swobodna forma wywiadu.

W jego trakcie pada tak wiele konkretnych wskazówek i podpowiedzi, że na ich podstawie można by napisać kilkanaście merytorycznych artykułów.

Kliknij, aby przeczytać >>

Na co uważać, by nie dać się nabić w (za małą) butelkę?

Przede wszystkim czytaj etykiety. Zawsze. Nie daj się zwieść hasłom „promocja”, „nowość” (Zwłaszcza to!), „nowy, lepszy skład”, „teraz w nowym, lepszym opakowaniu”, „zmieniamy się dla Ciebie”, „nowa receptura”, „teraz jeszcze lepsza”.

Te hasła powinny wzbudzić w Tobie przynajmniej podejrzliwość. Sprawdź, czy nie chcą Cię nabić w butelkę.

Uważaj też na hasła „ekoline”, gastro”, „chef” – zawsze sprawdzaj, czy pod pozorem niszy nie sprzedają Ci bubla (tak jak mi cały KILOGRAM przyprawy do ziemniaków, z której większość to niezdrowy wzmacniacz smaku, którego w podstawowym produkcie nie ma).

Patrz też na gramatury i litraż swoich ulubionych produktów i nie daj się zwieść nowościom i promocjom. Szanujmy się.