Wszyscy, którzy mają jakikolwiek kredyt, czekają na środę, jak na ścięcie. Katem jest Rada Polityki Pieniężnej, a toporem – kolejna podwyżka stóp procentowych.

Jeśli łudzisz się, że tym razem stopy procentowe zostaną utrzymane na tym samym poziomie, to nie licz na prezent na Dzień Dziecka. Zgodnie z przewidywaniami analityków – czeka nas jeszcze cała seria podwyżek stóp, a NBP dopiero się rozgrzewa.

Dlaczego rosną stopy procentowe?

Bank centralny jest odpowiedzialny za utrzymanie w ryzach inflacji. Podwyżki stóp procentowych to element walki z inflacją. Jednak zacznijmy od początku, bo ten mechanizm wcale nie jest taki prosty.

Skąd bierze się inflacja? To dość złożone zjawisko, ale jeśli uprościmy myślenie: ceny rosną z powodu nadmiernego popytu, wzrostu cen surowców takich jak paliwo (towary trzeba dowieźć do sklepu), energia elektryczna (więcej kosztuje wyprodukowanie ich), stal, gaz, etc.

Kiedy drożeją towary w sklepach, ludzie chcą więcej zarabiać, aby móc utrzymać obecny poziom życia. Rośnie presja na wzrost wynagrodzeń. A pracodawcy? Muszą przerzucić te koszty na towary i usługi, które… drożeją.

W ten sposób nakręca się cała spirala. W tym momencie jesteśmy na samym jej początku.

Zaraz…a gdzie w tym wszystkim stopy procentowe?

Już wyjaśniam. Aby ograniczyć inflację, najprościej rzecz ujmując, trzeba ograniczyć popyt. Wtedy wkracza bank centralny. Podwyższa stopy procentowe. Kredyty są droższe, więc niechętnie je zaciągamy i.. mówiąc brutalnie – zostaje nam mniej pieniędzy w kieszeni na wydatki.

Z drugiej strony wzrastają oprocentowania lokat i kont oszczędnościowych, więc zamiast wydawać pieniądze – chętniej oszczędzamy.

Zacieśnienie polityki monetarnej powinno spowodować spadek inflacji w długim okresie. Nie zadziała to od razu, zwłaszcza, że rząd nie ułatwia walki z inflacją. Pisałam o tym w ubiegłym miesiącu, dokładnie tłumacząc zjawisko tarcz pro-inflacyjnych:

W skrócie, powinna też zadziałać strona rządowa i ograniczyć wydatki – przede wszystkim daniny i rozdawnictwo na lewo i prawo. Tak się jednak nie dzieje. Pieniądze rządowe płyną szerokim strumieniem do wielu grup społecznych. Trudno się dziwić – trwa w końcu kampania wyborcza.

W ten sposób NBP próbuje ograniczyć inflację, a rząd de facto ją nakręca jeszcze bardziej. W efekcie mamy to, co mamy. Jak podaje serwis Rzeczpospolita:

„Spośród głównych kategorii towarów i usług, najszybciej drożały w kwietniu paliwa do prywatnych środków transportu. Ich ceny wzrosły o 27,8 proc. rok do roku, po 33,5 proc. miesiąc wcześniej. O 27,3 proc. wzrosły ceny nośników energii (gaz, prąd i opał). Ceny opału podskoczyły o 76,5 proc.”

Źródło: rp.pl

Rząd mówi: wojna. Liczby mówią – coś jest nie tak

Poza rozdawnictwem rząd prowadzi silną propagandę. Wmawia nam, że ceny paliwa są spowodowane wojną, wymyślono na to nawet sformułowanie „Putinflacja”. Liczby mówią jednak co innego:

Cóż ma do tego wojna? Wydaje się, że nic. Chyba że wojna cenowa z Polakami.

Efekt polityki rozdawnictwa jest smutny. Płacimy wysokie raty kredytów i dodatkowo dociska nas inflacja.

A mogło być tak pięknie. Co poszło nie tak?

Skoro rosną stopy procentowe, inflacja powinna spadać. Gdzie więc tkwi problem, poza szerokim gestem rządu?

Ekonomiści są zgodni. Stopy procentowe zostały podniesione za późno. Kiedy rząd rozpoczynał dodruk pieniędzy i rozdawnictwo, bank centralny obniżał stopy procentowe niemal do zera. Kiedy rozpoczynała się inflacja i nawet tak marny ekonomista jak ja, w duchu powtarzał „trzeba podnieść stopy” – prezes NBP śmiał się Polakom w twarz i mówił, że to przejściowe zjawisko.

Prof. Andrzej Rzońca, były członek Rady Polityki Pieniężnej idzie dalej, mówiąc o inflacji:

„W tej części, w której ma ona źródła monetarne, wynika ze zbyt późnych podwyżek stóp procentowych (cykl podwyżek powinien był zacząć się w listopadzie 2017 roku) oraz niskiej wiarygodności banku centralnego. Teraz trzeba mozolnie tę wiarygodność odbudowywać, a nie szukać tematów zastępczych.”

Gdyby NBP zareagowało prawidłowo na pierwsze sygnały o inflacji i podniosło stopy procentowe – dzisiaj owszem, mielibyśmy wysokie raty kredytów, ale niskie ceny produktów w sklepach.

Czemu tak się nie stało?

Tu trzeba zejść głębiej, do wypowiedzi prezesa NBP, który mówił, że zbyt szybkie podnoszenie stóp mogłoby obniżyć popyt, a nawet doprowadzić do recesji. Warto zapytać, skoro i tak doprowadziliście niemal do recesji, to dlaczego nie reagowaliście, kiedy trzeba było?

Jeśli chcesz znaleźć odpowiedź na to pytanie, zapytaj siebie „kto na tym zarobił?”. Wysoka inflacja to wyższe wpływy do budżetu. Podobnie jak wysokie stopy procentowe. Rząd wykonuje działania pozorne, ale tak naprawdę ta inflacja jest im chyba trochę na rękę.

Przejdźmy do sedna: co z kredytami?

W tej rzeczywistości, która została stworzona, w najgorszej sytuacji są kredytobiorcy. Oczywiście Frankowicze przodują w podwyżkach, bo u nich na wysokość raty ma wpływ również kurs franka.

Przy takiej polityce złotówka słabnie, więc…raty Frankowiczów rosną nie tylko przez stopy procentowe, ale jeszcze przez słabą walutę.

Inni nie mają lepiej. Średnia rata wzrasta z miesiąca na miesiąc o ponad 100 zł. Jednak, jak mówiłam, majowe podwyżki to jeszcze nie koniec. Analitycy przewidują:

„Zdaniem wielu analityków NBP nie powiedział jeszcze ostatniego słowa w kwestii podwyżej, niektórzy przewidują wzrost stóp procentowych nawet do 8 proc., co oznaczałoby wzrost o 1331 zł raty powyższego kredytu w stosunku do października 2021 roku.”

Źródło: rp.pl

Co prawda rząd (wspaniałomyślnie, przed wyborami), zaczął grzebać przy WIBORze… To niby miałoby obniżyć raty kredytów. Oczywiście sztucznie. Ale co z tego będzie – nie wiadomo.

Póki co premier zapowiedział wsparcie w postaci wakacji kredytowych. Wyłącznie dla tych, którzy mają kredyt hipoteczny. Pożyczki i kredyty gotówkowe nie zostały włączone do tego projektu. Co to jednak da?

To tylko ucieczka przed nieuniknionym. Da chwilę oddechu, ale raty i tak trzeba będzie spłacić. A przy tej polityce nie wiadomo, czy na koniec wakacji kredytowych nie okaże się, że trzeba będzie wrócić do spłacania, kiedy inflacja będzie jeszcze wyższa niż obecnie.

Czy stać nas jeszcze na kredyty?

Podwyżki stóp procentowych i inflacja znacznie obniżają zdolności kredytowe Polaków. Już nie dostaniesz takiego kredytu, jaki byś otrzymał jeszcze rok temu.

Banki robią się ostrożne. BNP Paribas zupełnie wstrzymało udzielanie kredytów hipotecznych nowym klientom. Pewnie w ślad za nimi pójdą kolejne banki.

Zwłaszcza, że w sprawie kredytów interweniował Krajowy Nadzór Finansowy i banki są zmuszone sztucznie szacować zdolność kredytową w oparciu o jeszcze wyższe stopy procentowe.

Co ze spłatą kredytów?

Powiedzmy to uczciwie – jeśli brałeś kredyt w czasie relatywnie wysokich stóp procentowych – Twoje raty wzrosły teraz, ale nie jesteś w najgorszej sytuacji. One po prostu wróciły do pierwotnych poziomów. A pensje w gospodarce jednak znacznie wzrosły w ciągu ostatnich 20 lat.

Najgorzej mają klienci, którzy brali kredyt w okresie praktycznie zerowych stóp procentowych, a więc w ostatnich kilku latach. Ich kredyty podrożały najbardziej i to oni najbardziej odczuwają skutki polityki rządu i NBP ostatnich lat.

Póki co jednak banki nie odnotowują wielu zwiększonych problemów ze spłatą rat. Prof. Waldemar Rogowski, główny analityk BIK:

„Jeżeli dodamy do tego jeszcze konieczność wystąpienia opóźnień powyżej 90 dni, to negatywny efekt może pojawić się dopiero jesienią. Szczególnie na obniżenie jakości narażone będą kredyty zaciągnięte w okresie historycznie rekordowo niskich stóp procentowych. Wynika to z faktu, że kredytobiorcy ci (545 tys. osób) od niedawna spłacają kredyty mieszkaniowe, zaciągali je na średnio wyższe kwoty, mają więc wysokie kwoty do spłaty.”

źródło: rp.pl

Dobra wiadomość jest taka, że (miejmy nadzieję), raty kredytów nie będą rosły w nieskończoność. Prawdopodobnie w okolicach lipca-sierpnia ustabilizują się, a potem, z czasem, zaczną minimalnie spadać. Wszystko jednak zależy od poziomu inflacji i polityki fiskalnej rządu.

Dobra wiadomość dla oszczędnych

W tej beczce dziegciu jest też łyżka miodu. Rosnące stopy procentowe to dobra wiadomość dla tych, którzy posiadają oszczędności. Po kilku latach przerwy wracają powoli oferty korzystnych lokat, wzrasta też oprocentowanie rachunków oszczędnościowych.

Być może nie jest aż tak wysokie jak inflacja, ale przynajmniej przestaliśmy dokładać do swoich oszczędności. Przykładowo na lokacie w InBanku możesz dostać aż 5,5% w skali roku:

Chcesz więcej takich treści? 

Jeśli chcesz regularnie otrzymywać praktyczne i pożyteczne treści na swoją skrzynkę, zapraszam Cię do naszego newslettera: 

„Kulisy zarabiania na bankach” – bezpłatny poradnik w formie wywiadu

Poznaj historię Basi Kuklicz, która w promocjach bankowych zdobyła 6 580 zł i dwa telefony komórkowe. Niech jednak nie zwiedzie Cię lekkość przekazu i swobodna forma wywiadu. W jego trakcie pada tak wiele konkretnych wskazówek i podpowiedzi, że na ich podstawie można by napisać kilkanaście merytorycznych artykułów.

Gratis otrzymasz specjalny plik Excel ułatwiający zapanowanie nad promocjami.

.